nigdy Kolumba.<br>Ranny był coraz cięższy. Pamięć Niteczki zaczęła krążyć, jak zamknięta obwodem kanalizacyjnego tunelu, wokół cuchnącej sprawy.<br>Działo się to dawno. Kiedy? Pewnie wiele godzin minęło. Przekraczali na czworakach owo zawężenie kanału, w którym skaleczyła sobie rękę. Kiedy stali przygarbieni pod ścianą, przy której można się już było podnieść, z boku, z ciemności usłyszeli: obie sanitariuszki, wlokące dotychczas rannego na kocu, przypełzły ze swym ciężarem, zanurzonym pod powierzchnią bryi. Któraś płacząc, z trudem odszukała po omacku jego twarz, siorbiąc po dziecinnemu nosem wołała, że ranny nie oddycha. Druga stała jak martwa. Puściła brzeg koca.<br>- Co robisz?<br><page nr=325> - Umarłego?... - szepnęła, jakby wzruszyła ramionami