ukazywały mu się wszędzie, gdziekolwiek spojrzał, skakały po wszystkich ścianach i sufitach we wszystkich językach, jakie znał i jakich nie znał, a raz nawet utkwił mu w pamięci nad wyraz pochlebny napis arabskimi robaczkami wykonany, którego wprawdzie nie tylko nie rozumiał, ale nawet nie potrafił odczytać, który jednakże, co wiedział z całą pewnością, był najbardziej pochwalny ze wszystkich. Widział się w otoczeniu wysokich dostojników państwowych składających mu gratulacje, na piersi czuł ciężar odznaczeń i medali, aż wreszcie przyśnił mu się sam premier, zatrzymujący przed nim czarnego mercedesa, wysiadający i publicznie, na gęsto zaludnionej ulicy, składający mu osobiście wyrazy najgłębszego uznania.<br>Wyśniona osobistość stała