Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
na pierwszy dźwięk dzwonka rzucić się do wyjścia i popędzić na górę do bufetu.

Przed okienkiem, przy drewnianej balustradzie, tworzyła się długa kolejka. Uczniowie wyższych klas bezceremonialnie roztrącali fuksów, czyli tzw. "nowiczkow", nieśmiałych jeszcze i zastraszonych pierwszym zetknięciem ze szkołą. Dlatego też stałem w kolejce przeważnie na szarym końcu i z daleka tylko widziałem krótko ostrzyżoną głowę Szymborskiego, którego nazywaliśmy Szymbą. Jego nigdy nikt nie zdołał wyprzedzić. Zwinnymi susami, skacząc po kilka stopni, dopadał okienka i po chwili pierwszy pałaszował podwójną porcję śniadania. Był to prawdopodobnie jego podstawowy posiłek w ciągu dnia.

Szymba nie miał oczywiście pieniędzy na kupowanie serdelków i kotletów
na pierwszy dźwięk dzwonka rzucić się do wyjścia i popędzić na górę do bufetu.<br><br>Przed okienkiem, przy drewnianej balustradzie, tworzyła się długa kolejka. Uczniowie wyższych klas bezceremonialnie roztrącali fuksów, czyli tzw. "nowiczkow", nieśmiałych jeszcze i zastraszonych pierwszym zetknięciem ze szkołą. Dlatego też stałem w kolejce przeważnie na szarym końcu i z daleka tylko widziałem krótko ostrzyżoną głowę Szymborskiego, którego nazywaliśmy Szymbą. Jego nigdy nikt nie zdołał wyprzedzić. Zwinnymi susami, skacząc po kilka stopni, dopadał okienka i po chwili pierwszy pałaszował podwójną porcję śniadania. Był to prawdopodobnie jego podstawowy posiłek w ciągu dnia.<br><br>Szymba nie miał oczywiście pieniędzy na kupowanie serdelków i kotletów
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego