i jedziemy do domu.<br><br>- Nie zmarzłeś, Adasieczka?<br><br>Zziębły mi nieco nogi, ale się nie przyznaję. Wymachuję batem, a Jegor woła donośnie:<br><br>- Ej! Bieriegis'!<br><br>Kury rozbiegają się w popłochu przed nami. Przejeżdżamy przez drewniany most, na którym stoi jednoręki listonosz Sierkin i łowi ryby. Nasz dwupiętrowy dom, najokazalszy w mieście, widnieje z daleka; na dachu podryguje blaszany kurek Na ganek wybiega Krysia i Żenia Firk w czerwonej czapeczce.<br><br>Matka ubrana już i starannie uczesana, zaciśnięta w gorset, który, niestety, nie ukrywa jej nadmiernej otyłości, w bufiastej sukni, czeka z drugim śniadaniem.<br><br>Siadamy do stołu wraz z Żenią i pijemy kawę z gorącymi, pachnącymi