tylko z rzadka. Ja mówiłem z trudem. Pomimo całego wysiłku, by ująć temat jasno, logicznie, orientowałem się, że chwilami nie udaje mi się to. Z tego powodu, że pewne rzeczy niedobrze ujmuję, uciekając się do pojęć na gruncie zachodnim niezrozumiałych, albo też zapędzam się w wątki niekonieczne. Przychodzili mi wtenczas z pomocą księża. Dobiegał moich uszu ich głos, sygnalizujący, żebym tę myśl czy inną wyraził jaśniej. Najcichszym szeptem podpowiadali mi brakujące słowa. Z wprawą też interweniowali w wypadku dygresji, lekko ściskając mi ramię. Nie wiem, jak bym wybrnął bez ich pomocy, cennej zwłaszcza w momentach, kiedy spojrzenie kardynała traciło ostrość i zasnuwało