zgrabnym kostiumie, w butach z cholewami, pejczem poganiała kobiety, prędzej, pizdy weneckie, tu nie Drohobycz! Prędzej, buce! - wołał pan Hilewicz, szef lagru męskiego. Przed wejściem do łaźni podchodzili do nas szakale, daj, co masz, ja ci zwrócę połowę, a tak ci wszystko zabiorą. Ludzie dawali i oczywiście nic nie dostali z powrotem. A wszystko i tak w końcu szło do kieszeni Hilewiczów i Finkelsteina, głównego kapo. Matkę wzięli do szwalni, gdzie czyściło się i łatało zakrwawione mundury, a ja z ojcem w kamieniołomie nosiliśmy z miejsca na miejsce kamienie. Przyjeżdżali tam z Krakowa zakładnicy, pod brezentem, ciężarówkami, patriotyczne pieśni śpiewali. Na Chujowej