ze sobą, tak że wkrótce po kamiennej posadzce łaźni mknie długi wąż, twarze ożywiają się i niebawem wszyscy śpiewamy o ognisku płonącym w lesie i wietrze niosącym smętną piosenkę, i już nie jesteśmy w łaźni, lecz w jednej ze stepowych stanic na ukrainnych rubieżach, to znów o strumyku, który płynie z wolna, i o maju, co rozsiewa zioła, jesteśmy wolni i swobodni,<br>lecz ja zdaję sobie naraz sprawę, że znowu jestem sam, że straciłem, kto wie, czy nie bezpowrotnie, swoją trzecią mamę i trzy piękne siostry, i ich i mojego brata, a więc znowu osierociałem, i myślę: ile jeszcze razy będę tracił