naszego spotkania w ogrodzie dwójki minęło kilka miesięcy, widywaliśmy się, to prawda, co niedzielę, ale tylko przelotnie, tak że nie mogliśmy wymienić nawet paru zdań, a ja niecierpliwie snułem plany dotyczące nas obojga: że wyjedziemy do Indii albo do Afryki, a nawet do Nowej Zelandii czy Meksyku, gdzie znajdziemy się z dala od toczącej się wojny, że zanim uda się nam wrócić do wolnego kraju ojczystego, będziemy się uczyć...<br>a gdy po mszy świętej uroczyście przebrzmiało kończące obrzęd<br>- Ite, missa est...<br>nasza chłopięca kolumna rozstąpiła się, aby przepuścić dziewczęta, które spieszyły do swojego zakładu na obiad, a ja wypatrywałem Soni z