obumiera, i to, co sposobi się dopiero do życia, znalazły tu idealną personifikację, a osobisty konflikt między matką a córką, cóż z tego, że ubrany w antyczny kostium, wyrósł do wielkiej, historycznej i filozoficznej metafory i zapewnił temu przedstawieniu szerszy być może wymiar. A Dymna - obok Zofii Jaroszewskiej - była jedną z wyrazicielek i kreatorek tej antynomii. Nieruchoma, spokojna, o melodyjnym, trochę słodkim w tej scenie głosie, znakomicie skontrastowanym z chropawym niepokojem Demeter, budowała jedną z tych postaci - i jedną ze scen - które pozostają na zawsze. To był prawdziwy triumf Dymnej na scenie Starego, ale i Małgorzata była małą perełką gry. Grała