leciały wtedy naręcza poczwórnego, fioletowego bzu. Fred wkładał je błyskawicznie do czarnego foliowego worka. Kiedy worek był już pełen, znowu gwizdnął - tym razem długo i przeciągle. Wtedy najpierw przeskoczył parkan Tomek, a potem Jacek.<br>Pół godziny później stali już z bukietami bzu pod Delikatesami na Targowej.<br>- Bez! Poczwórny bez! Bez za bezcen! - wołał Tomek, szczerząc zęby do przechodniów.<br>Od dziecka lubili, jak złotówka zamienia się w dwa złote. Grali w parapetki, w zośkę, w karty, w ścianki, zawsze na pieniądze. Sprzedawali butelki, szmaty, makulaturę. Był to przepływ dziesięciogroszówek, ale zawsze był to przepływ gotówki. Niektóre dzieci chcą zostać gwiazdami sportu, albo filmu