Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
na łzy. Spoglądał na płaczącą kobietę i zawodzące dzieci, wykonując dłonią jakieś nieporadne ruchy.

- Jestem żoną maszynisty Frołowa... Ten pijak całkiem już mnie zadręczył... Zamęrzył nieszczęsną... Panie naczelniku. On mi na krzyż przysiągł... Niech pan się zmiłuje!

Matka chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z domu. Szliśmy torami na stację, za nami podążała panna Kazimiera z Krysią. Oglądalem się ciągle za siebie wypatrując ojca. Ale dostrzegłem tylko Teklę biegnącą po pochyłości nasypu.

Na stacji, na bocznym torze, stał wagon służbowy. Oglądałem go już nieraz, ale teraz miałem odbyć nim pierwszą w życiu podróż. W chwili gdy zbliżaliśmy się do wagonu, wolno podjechał
na łzy. Spoglądał na płaczącą kobietę i zawodzące dzieci, wykonując dłonią jakieś nieporadne ruchy.<br><br>- Jestem żoną maszynisty Frołowa... Ten pijak całkiem już mnie zadręczył... Zamęrzył nieszczęsną... Panie naczelniku. On mi na krzyż przysiągł... Niech pan się zmiłuje!<br><br>Matka chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z domu. Szliśmy torami na stację, za nami podążała panna Kazimiera z Krysią. Oglądalem się ciągle za siebie wypatrując ojca. Ale dostrzegłem tylko Teklę biegnącą po pochyłości nasypu.<br><br>Na stacji, na bocznym torze, stał wagon służbowy. Oglądałem go już nieraz, ale teraz miałem odbyć nim pierwszą w życiu podróż. W chwili gdy zbliżaliśmy się do wagonu, wolno podjechał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego