wychowawcami ludzkości. Berent przy tym nie przepada za słowem "nadczłowiek". Słowo to, powiada w jakiejś dygresji, jest arcynietzscheańskie, ale brzydkie, niezdarne zarówno po polsku jak i po niemiecku i tylko patrzeć, jak będziemy mieli restaurację "Pod nadczłowiekiem". Być może nie jest to jedynie, jak pisze Berent, kwestia imienia; być może za tą niechęcią do określenia "nadczłowiek" kryją się głębsze różnice między tym, co wkładał w to pojęcie Nietzsche, a tym, co widział Berent. Choć rozprawa "Źródła ujścia..." nie jest wobec Nietzschego polemiczna, to "pełny człowiek" Berenta różni się wyraźnie od Nadczłowieka. Silniej oraz inaczej niż u Nietzschego zaakcentowana jest strona wychowawcza, tzn