było przekroczyć. Może też była to sprawa dumy, odrzucającej taką ofertę, jako rodzaj jałmużny. Dziewczynka, której rodzice, właściciele mydlarni, dali się wreszcie zjednać dla idei wspólnych wakacji z koleżanką. Nie wytrzymała jednak egzotyki nieznanego sobie kompletnie środowiska wiejskiego. Tak dalece bała się wszystkiego, co na wsi się rusza, od pająków, żab i gąsienic poczynając, a na krowach kończąc, że już po tygodniu błagała o odwiezienie jej nad swojskie rynsztoki ulicy Grójeckiej - tam, gdzie już nic jej nie będzie zagrażało. Nie wytrzymała przymusu świeżego, wiejskiego powietrza, dzielonego z przerażającymi, nieznanymi jej potworami. Nie zawsze dzieci nieprzejednanych demokratów dobrze wychodzą na zasadach, którymi