Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z tega, ni z owego, czarne. Ojciec jego, doktor Lubimski, prowadził od frontu laboratorium chemiczne, nad którego wejściem wznosił się daszek wsparty na dwóch metalowych słupkach.

Matka, mimo że z początku przeciwna moim zabawom na podwórzu, wkrótce polubiła wszystkich trzech chłopców i w każdą niedzielę zapraszała ich na podwieczorki.

Wśród zabaw, którym oddawaliśmy się na podwórzu, była jedna dość niebezpieczna. W piwnicach znajdowały się przewody elektryczne i dość pryrmitywnie osadzone korki. Chodziliśmy tam na "wstrząsy", czyli, po prostu, dotykaliśmy palcami nieosłoniętych przewodów. Nie był to prąd zbyt wysokiego napięcia, przypominał mocniejszą nieco iskrę z butelki lejdejskiej, którą niegdyś w Nowych Sokolnikach
z tega, ni z owego, czarne. Ojciec jego, doktor Lubimski, prowadził od frontu laboratorium chemiczne, nad którego wejściem wznosił się daszek wsparty na dwóch metalowych słupkach.<br><br>Matka, mimo że z początku przeciwna moim zabawom na podwórzu, wkrótce polubiła wszystkich trzech chłopców i w każdą niedzielę zapraszała ich na podwieczorki.<br><br>Wśród zabaw, którym oddawaliśmy się na podwórzu, była jedna dość niebezpieczna. W piwnicach znajdowały się przewody elektryczne i dość pryrmitywnie osadzone korki. Chodziliśmy tam na "wstrząsy", czyli, po prostu, dotykaliśmy palcami nieosłoniętych przewodów. Nie był to prąd zbyt wysokiego napięcia, przypominał mocniejszą nieco iskrę z butelki lejdejskiej, którą niegdyś w Nowych Sokolnikach
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego