załatwię - przyjadę! Niby do Mormula, ale Władek zrozumiał.<br>Było już po zmroku. Reflektor prószył z dziobu na daleki, ciemny szlak, majtek świecąc latarką liczył skrzynie, do trzydziestu naliczył, wtedy Szczęsny udał się za nim po kwity, jeden na dwadzieścia osiem skrzyń, drugi na dwie. Później przy bufecie, napiwszy się kwasu, zabawił godzinkę, zapalił, pogadał i wyszedł na pokład.<br>Zimny wiatr smagał po twarzy. Kopyście kół mlaskały zgrzytliwie, w wysokościach, głębokich, zawrotnych, oblodzone gwiazdy chybotały się lekko, seledynowo, i myśli zrywały się jak mewy, ale wszystkie wracały na statek, gdzie ona była, tak blisko przecież, bo w którejś kajucie pod pokładem.<br>Usłyszał