Śniegu szybko przybywało, zgęstniał, przerodził się w ciężki, przykry, packowaty, taki łamie gałęzie.<br>- Zasypie nas, całkiem zasypie - jak dziecko poskarżyła się Róża.<br>- I chwała Bogu - wyszeptał i pchnął furtkę z całej siły. <br><br>Nocą cicho, wojna przymilkła, tak cicho, że obolały i zaśnieżony świat podkradł się pod okna. Podszedł jak zwykle, zaciekawiony, troszkę senny i wymęczony. Śnieg się urwał, niebo wyczyściło. Towarowy pociąg, można było to rozeznać po monotonii stuków, przejechał bez zatrzymywania się. Prychał, na podjeździe pod Górę Baranowską zagwizdał, puścił parę. Przeciął mroźne powietrze jak ostry nóż. Pomieszał wszystko. Świadkiem tego przemieszania był dyżurny ruchu Salwa, mężczyzna czterdziestopięcioletni, z dereszowatym