Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Polityka
Nr: 10.02 (40)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2004
Mamajew sam wyciągnął swoją córkę Sabinę, uczennicę dziesiątej klasy, z sali gimnastycznej. Wszędzie chodzi z jej zdjęciem. Potrafi mówić tylko o jej zniknięciu. Powtarza szczegóły, jakby się chciał upewnić, że rozmówca wszystko pojął i zapamiętał, niczego nie uronił: - Za rękę ją prowadziłem przecież. Popatrzyłem co z nią: stłuczona noga, dużo zadrapań, tylko zadrapania. Wsadziłem do białej Łady znajomego, do Łady, białej. Było tam jeszcze dwoje lekko rannych dzieci. Do szpitala? - pytam. Do szpitala! No to z Bogiem! Uściskałem i wróciłem ratować inne dzieci. Znajomy przysięga, że przed bramą szpitala na Kitajskiej wzięło ją dwóch na nosze. Przed bramą. Od tej chwili
Mamajew sam wyciągnął swoją córkę Sabinę, uczennicę dziesiątej klasy, z sali gimnastycznej. Wszędzie chodzi z jej zdjęciem. Potrafi mówić tylko o jej zniknięciu. Powtarza szczegóły, jakby się chciał upewnić, że rozmówca wszystko pojął i zapamiętał, niczego nie uronił: - Za rękę ją prowadziłem przecież. Popatrzyłem co z nią: stłuczona noga, dużo zadrapań, tylko zadrapania. Wsadziłem do białej Łady znajomego, do Łady, białej. Było tam jeszcze dwoje lekko rannych dzieci. Do szpitala? - pytam. Do szpitala! No to z Bogiem! Uściskałem i wróciłem ratować inne dzieci. Znajomy przysięga, że przed bramą szpitala na Kitajskiej wzięło ją dwóch na nosze. Przed bramą. Od tej chwili
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego