w uszach fanfary i upajało zdumiewające powodzenie. Zielone stoły i kulka ruletki wywietrzały mu wreszcie z głowy i znikły sprzed oczu. Rozglądając się wokół nieco przytomniej, dostrzegł zasadnicze źródło zainteresowania współtowarzyszy walki: najpierw konie na padoku, a potem konie na torze. Dumny, przejęty, szczęśliwy, patrzył z góry na lśniące końskie zady i nawet powoli zaczął sobie kojarzyć numery, zawieszone pod siodłami, z numerami na zakupionych biletach. Nie wiedział tylko, dlaczego tych numerów jest dwa, co niewątpliwie oznacza, że gra na dwa konie naraz, skoro przez całe życie wydawało mu się, że grywa się na jednego konia i wygrywa wtedy, kiedy ten