kiedy tak patrzą na innych ludzi, na samochody, na drzewa... Byłem zawsze zawstydzony, kiedy ją tak zastawałem stojącą przed oknem, zwłaszcza od czasu, kiedy mi powiedziała, że się modli, i jeśli tylko mogłem, jeśli mnie nie zauważyła... a dość często nie zauważała mojego wejścia, tak bardzo była skupiona, tak bardzo zagłębiona w sobie - wycofywałem się. Dziwnie to czułem... jak ostre dotknięcie melancholii. Smutne były te jej stania. Tak mi się w każdym razie wydawało... A i potem była ciężka, milcząca i w siebie zanurzona... Choć czasem zrywała z tym i uśmiechała się do mnie nagle... a ja już od długiej chwili