lesie. Zatrzymaliśmy więc samochody u wjazdu do kamieniołomu, a sami pomaszerowaliśmy pieszo wąską i ledwo widoczną ścieżką, wspinającą się tuż nad krawędzią kamieniołomu. Szliśmy gęsiego, na przedzie ja i Hilda, która nas prowadziła, za nami doktor, chłopcy z Kasią, potem Fryderyk z Zenobią. Zamykał pochód pan Kuryłło, wciąż jeszcze bardzo zagniewany e pozostawienie go na pastwę rozwścieczonych os. <br>- Przestaję wierzyć w skuteczność waszych poszukiwań - powiedziała do mnie Hilda. - Robicie to samo, co my już zrobiliśmy i co nie dało żadnego rezultatu. Obejrzymy mauzoleum, szachownicę na kościele w Lubiechowie Górnym, a potem przekona się pan, że ani na krok nie przybliżyliśmy się