nie żyje, lecz jego spadkobiercy. A jest o co walczyć, wartość spadku oceniono bowiem na prawie trzy miliony złotych.</><br>Była żona Sławomira T. powiada z przekąsem, iż do jej byłego męża doskonale pasuje staropolskie porzekadło, że <q>"kiedy głowa siwieje, to d... szaleje"</>. Otóż pan Sławomir T., doktor habilitowany nauk humanistycznych, zakochał się bez pamięci w dwudziestoletniej studentce Elżbiecie Z. Zrobił to zaś tak umiejętnie i skutecznie, że po jakimś czasie panna Z. urodziła chłopca, którego ochrzciła imionami Paweł Artur.<br>Pan doktor nie miał nic przeciwko tym urodzinom. Nie zarabiał wprawdzie kokosów, ale jego dwaj synowie byli już wykształceni i urządzeni, toteż