sobie, że tam będzie można mieszkać. Wszystko, co tu, w pejzażu, który na zawsze będzie już we wszystkich snach tym centralnym, pierwszym, najważniejszym pejzażem, w którym stałem jak kompas, hamując w różne strony swoje nastroje i odpowiednio z tych samych stron i miejsc je odbierając... wszystko więc, w co tu zakorzeniałem się zachłannie i pospiesznie - w co się wczepiałem kurczowo... miałoby stać się tymczasowe, bez znaczenia... Ojciec ciągnął w jedną stronę, matka w drugą... obie te strony były dla mnie ciemne, niepewne i nienawistne.<br> <page nr=26><br> To się nie mogło ziścić. I nie ziszczało się. Matka nie odchodziła od ojca. Ojciec latami nie kończył