łom, a gdy skał odprysła, odłożył narzędzia. Wolnym ruchem sięgnął po latarkę. Nagle ręka mu drgnęła. Wolno zwrócił głowę w górę, w stron chłopców.<br>Cofnęli się gwałtownie, ale w tej samej chwili usłyszeli ostry głos:<br> - Kto tam?<br>Pytanie było w tym momencie tak zaskakujące i tak bezsensowne, że nasi detektywi zakrzepli na chwilę w bezruchu. Pierwszy rzucił się do ucieczki Mandżaro. Jego trampki klasnęły o mokre kamienie. Paragon ruszył za nim. Uciekali w panicznym popłochu, gnani zamierającymi echami tego jednego pytania. Drogę, którą przebyli w takim napięciu i trudzie, pokonali obecnie niemal w sprinterskim tempie. Spoceni, zziajani, pełni nieopanowanego lęku, zatrzymali