szkliste. Błagała o życie Konstantego. Ale w tych godzinach świtu przenikała ją trwoga inna, trwoga czasu <page nr=75> splątanej przeszłości i przyszłości. Wszystkie jego kłamstwa. Wszystkie pochylenia nad szufladą Teodora, ukradkowe wyciąganie stamtąd banknotów, drżenia jej, kiedy musiała się zdobyć, żeby mu powiedzieć, że zauważyła. Bladł i rumienił się, było mu jej żal i zawsze potem ta chwila ; podrzut głowy go góry, przeskok w bezczelność. I wierzył sam, w co mówił, kłamiąc, a to było najboleśniejsze. Tkwiła w nim jakaś niezdolność przeżywania świata jaki jest, ozdabiał go swoimi fantastycznymi pomysłami , zawsze pewien, że wynalazł nowy sposób zdobycia fortuny, który chwilowe podłostki usprawiedliwia. Wiedziała