o to mu chodziło. Później, w życiu dorosłym i artystycznym zazdrościłem Jackowi - gitarzyście w naszym zespole - bo dziewczyny za nim szalały. Ja, stercząc przy mikrofonie i śpiewając, nie widziałem świata, a on sobie grał na gitarze, spokojnie wypatrywał, potem się uśmiechał gdzieś tam w ciemność, a jeszcze później, po koncercie, zamykał się w pokoju hotelowym i udowadniał upatrzonej fance, kto jest prawdziwym artystą. A przecież ja miałem pięknego Ibaneza, gdy on tymczasem wygrywał na gitarze ze wschodnich Niemiec. Jacek uprawiał chwalipięctwo wybitnie prostackie i wybitnie bezwstydnie, bo gdy rano wchodziliśmy do jego pokoju, namawiając do wstawania i jazdy w dalszą trasę na