wymieniają, tasują, łączą według swojej nieprzewidywalnej logiki. I jednym kluczem można otworzyć naraz kilkoro drzwi. <br>Tafle stawów w parku iskrzyły się, jakby ktoś pocierał o siebie krzemienie. Czarne, zgarbione sylwetki wędkarzy są tu od początku świata. Czynią sobie tę ziemię poddaną. Wyciągam ostatniego papierosa z paczki, zapalam. Wiatr od razu zanosi dym całopalny do góry, aż nad dach. Potem już nic nie widać. <br>Miłka jest w pracy. Będzie co jakiś czas dzwonić, choć jest już prawie pewna, boi się. <br>Zaparzam kawę w kuchni, słodzę dwiema łyżeczkami cukru. Wkładam marynarkę i przeglądam się w lustrze. Podkrążone oczy, ślady snu, odcisk szwu poduszki