w ręku mojego niezrównanego papy wiosło, i kołysał mnie zielony Seret, a za iluminatorami coraz wyżej wznosiły się fale morza,<br>i trwała żegluga z Port Saidu na zachód, gdzie mieliśmy zarzucić kotwicę na redzie gibraltarskiego portu.<br>Wróżba<br>Jak to dobrze, że jest ze mną Obi, bez niego ta podróż (a zanosiło się, że potrwa co najmniej kilka dni, że z autobusu przesiądziemy się do pociągu, a potem znów do samochodu, i miniemy niejedno miasto, niejedną granicę, niejeden kraj) dłużyłaby się bez końca i na nic by się zdało, gdy siedziałem przy oknie - a wymienialiśmy się miejscami co parę godzin - wypatrywanie ciągnących