Pozostawili go na podłodze nago. Stróż<br>Wincenty wyszperał, nie wiedzieć skąd, podarty chiński chałat - łachmany.<br>- Na, włóż!<br>Włożył. A wewnątrz wszystko w nim bulgotało. Pochwycili go pod ręce.<br>- Precz!<br>Szarpnął się. Chciał uderzyć. Wykręcone ręce zatrzeszczały w stawach. W bezsilnym zapamiętaniu tak plunął w gębę ojcu Dominikowi, że świątobliwy ojciec zapiszczał, zatupał nogami; ocierając twarz, powalał całą sutannę.<br>Zwlekli na dół po schodach, przez ogród, rozwarli na oścież furtkę, z rozmachem cisnęli go na ulicę. Upadł pośrodku jezdni. Furtka zatrzasnęła się z łoskotem. Podszedł policjant:<br>- A ty co tu robisz?<br>Podniósł się i, wstydliwie otulając przeświecające przez łachmany ciało, bocznymi ulicami