pewnemu, wyjątkowo tępemu, koledze, który nie mógł sobie dać rady z łaciną. Robiłem to jednak przecież nieodpłatnie i nie czułem się tak bardo odpowiedzialny za wyniki. Ale było też we mnie teraz przeczucie czegoś, co w tej mojej przygodzie pedagogicznej miało wykroczyć daleko poza jej "pedagogiczność". Zwiastunem tego zresztą i zapowiedzią była osoba angażującej mnie w celu tak, bądź co bądź, prozaicznym, jak aplikowanie bezbronnemu malcowi podręcznikowej nudy, zjawiskowej dziewczyny. <br> Ja wtedy jeszcze nie znałem "Czerwonego i czarnego" ale to była, wypisz wymaluj, Matylda de la Mole. Zewnętrznie - upiększona być może jeszcze tym leciutkim muśnięciem Wschodu na europejskiej twarzy, które czyniło