złożyć. Ustaliliśmy, że pan Campilli przejrzy go i ewentualnie wniesie swoje uwagi. Do koperty z listem ojca załączyłem kilka słów od siebie, podając adres i telefon "Wandy".<br>Znalazłem dom pana Campilli z łatwością. Wysiadłem z filobusu przy Castel San Angelo i ruszyłem w stronę Św. Piotra. Słońce paliło. Oddychało się żarem. Szedłem pocąc się, ogłuszony ruchem, potrącany przez pielgrzymki i turystów, których tysiące kołowało w tej części miasta. Ja wśród nich, też od tego potrącania posuwający się naprzód zygzakiem, jak pijany, ale lekki, zachwyamy. Niebem, powietrzem, światłem, Tybrem, platanami, mostem z Zamkiem Św. Anioła. Wtem ujrzałem przed sobą Bazylikę. Kopułę nad