przytaknęła ojcu, a Gwieździk, rad z publicznej pochwały, i to przy księdzu, jeszcze raz złożył dziedzicowi życzenia.<br> Zamarudzili nieco w oborze pracowników, zwanej umownie "ludzką". Tego wieczoru i tu było czysto niby w salonie, a krowy nie miały jak zazwyczaj oblepionych zadów i ogonów. Syte, drzemały w świetle słabych, odrutowanych żarówek.<br> Ciemną już nocą wracano do dworu. Śnieg skrzypiał pod butami, szedł mróz. "Ano, Barbara była po wodzie" - przypomniał ksiądz. W holu aż raziło oczy światło. Paliła się lampa, płonęły świece w licznych świecznikach rozstawionych na konsoli przed lustrem, w zawieszonych u ścian kandelabrach, chyba setka cienkich świeczek jarzyła się na