pozostały jak dawniej rewią "swoich ludzi", "swojego" obyczaju. Przy stole wigilijnym albo przy święconym, pośród korowodu tradycyjnych potraw, formułek, wspominków, odbywał się apel zdziesiątkowanego hufca. Ciotki, stryjkowie, głuche kuzynki, wierni przyjaciele - obleczeni w uroczyste szaty, z resztki biżuterii rozwieszoną na starych koronkach i na kaszmirach woniejących piżmem - całe "swoje grono" zasiadało wokół jadła, napitku, jak obrządek "Dziadów". Wywoływano zjawy osób i spraw przeminionych, odżegnywano się od złego współczesnego ducha. najgoręcej wywoływano Polskę. Bo ona - mimo niepodległości, mimo zaślubin z morzem, mimo mszy polowej dostępnej dla każdego w dni porad - dla nich nie była ziszczona. Wywoływali więc własną Polskę, nucąc pieśni katorżne