się w swoim żywiole.<br>Pan Ksawery przeważnie potakiwał grzecznie, z rzadka tylko wypowiadając własne, dyskretne opinie. Po godzinie zaczął się żegnać, dziękować i przepraszać.<br>Zmierzchało już, a chciał przed zapadnięciem nocy zdążyć do domu. Jeszcze na ganku, dokąd odprowadził go pan Czartkowski, rozprawiali o gospodarce, o robotach polnych, orce i zasiewach... Tu pan Ksawery wspomniał o swej gorzelni i wyjawił zamiar zakontraktowania dla niej dostawy ziemniaków w dobrach okolicznych; na co pan Czartkowski oświadczył gotowość przystąpienia do ziemniaczanego interesu, a przy sposobności dorzucił parę pochlebnych wyrazów uznania dla przedsiębiorczości i "znakomitej... tego... inwencji sąsiada dobrodzieja"...<br>Niemniej, w chwilę później, gdy jasna