zjeść obiadu. Kiedyś, idąc ze mną ulicą, wrzucił żebrakowi do kapelusza pięćset złotych, co było prawie miesięczną pensją średnio zarabiającego urzędnika. Odwróciłem się ciekawy, jak na to zareaguje ów biedak, i zobaczyłem, że stuka palcem w czoło, uznawszy Artura za wariata, który nie wie, co czyni. Artura to bawiło, lubił zaskakiwać swoimi wybrykami, a że nie przywiązywał większej wagi do pieniędzy, rozrzucał je na lewo i prawo bez zastanowienia, nie troszcząc się, z czego będzie żył następnego dnia.<br>Pamiętam, że napisał bardzo złośliwą i krytyczną recenzję o sztuce Bodnickiego Molier. W kilka dni potem udał się za kulisy Teatru Starego, gdzie