ona z tym zrobi, przecież tego nie dotknie, nie może się poruszyć, żeby nie czuć, jak to spływa, czuje, jak miejscami krzepnie, ściąga jej skórę, pokrywa ciasną łuską, niech on to zabierze - myśli, nie może się poruszyć, nie może wydobyć słowa.<br>- Pa, maleńka, muszę lecieć, żeby rano mnie tu nie zastali - mówi Krzysiek i wychodzi z namiotu. <br><br><br>W świetle dnia wszystko wyglądało jeszcze gorzej. Właściwie nie wyglądało, bo Joanna nie miała odwagi otworzyć oczu. Leżała z zaciśniętymi powiekami, prosząc Boga, jeśli już nie o koniec świata, to choć o swoją natychmiastową śmierć, która pozwoli jej nigdy więcej nie opuścić tego namiotu