i za granicą, nawet celników).<br>W sali odlotów tylko małe dzieci z mamami, psami, kotami i ptakami w klatkach, starcy i kaleki, ewakuujące się rodziny pracowników ambasad. Jakiś ciemnoskóry ambasador, ktoś ważny w każdym razie, opatulony w szale, wyraźnie chory zażywa potworną ilość leków, siada koło nas w samolocie i zasypia.<br>Czekamy długo na odlot. Po jakimś czasie nasz "czarny sąsiad" budzi się i pyta gdzie jesteśmy. Daniel odpowiada, że w Warszawie. "Sąsiad" znów zasypia.<br>Startujemy. Nerwowa atmosfera - dzieci płaczą, mamy je uspokajają. Ja lecę tylko na 3 dni, ale Daniel na 2 miesiące. Nie najlepiej się czujemy. Po 40 minutach