słyszę, jak mówisz, że spać to już musisz absolutnie sama, że to, jak dotychczas, z nikim ci nie wyszło. Więc kładę się na brzeżku, wyciągam się jak struna, żeby cię przypadkiem nie dotknąć, żebyś nie poczuła, że leżę obok ciebie. Ogarnia mnie czułość dla ciebie śpiącej, oddychającej cicho, spokojnej. I zasypiam. Kiedy budzę się, czułość tę przenika żal, że podnosząc oczy, widzę tylko, że cię nie było i nie ma..."<br>Z początku myślałem, że ten zapis, wydobyty z listów leżących do niedawna na samym dnie kufra sekretów rodzinnych, da się skwitować wzruszeniem ramion: toż to, istotnie, jakieś zachłanne przyzywanie kochanki (ale