samych kości i skóry, miał niezrównany dar jednania sympatii, nawet u zagorzałych antysemitów. Jego chudość była stałym zmartwieniem żony, Kasi, starszej od niego i traktującej go trochę jak niesfornego chłopca, którego bardzo głęboko kochała.<br>Pan Zygmunt był namiętnym rybakiem. Wymykał się spod skrzydeł małżonki ciemnym świtem, oczywiście bez śniadania, i zaszywał w trzcinach tak konspiracyjnie, że nie było widać jego łódki. Pani Kasia, jak kokosz, która zgubiła swoje kurczęta, krążyła nad brzegiem jeziora już od siódmej rano i rozpaczliwym głosem nawoływała co jakiś czas:<br>- Zygmunt, Zygmunt!<br>Ale przyczajony w swojej kryjówce mąż nie odzywał się. Któregoś ranka spotkała ojca siedzącego na