podstępny i uparty, osobisty wróg Jana Jassmonta. Wtem zza rogu wyszedł zwracający uwagę wysoki, przystojny mężczyzna. Na pierwszy rzut oka widać, znaczna figura. W popielatej jesionce i czarnym kapeluszu, nieco opuszczonym na oczy. - To naprawdę pan, panie inżynierze? Dzień dobry - zawołał Jassmont, nie mógł się pohamować. Rozpoznał znakomitego wróża i zaufanego człowieka Marszałka.<br>Ossowiecki zatrzymał się, uważnie zlustrował Jassmonta. Potem obrzucił tym samym spojrzeniem ulicę. Podniósł lewą rękę do kapelusza, dłoń w giemzowej rękawiczce, minimalnie jaśniejszej od płaszcza. Zniżonym stosownie do okoliczności tonem, ale godnie oznajmił: - Dobrze, że na siebie wpadliśmy, kochany panie Janie, ostatnio dużo myślałem o panu, bardzo miłe