wielkie<br>"zimne" rzemiosło. Wystarczy śledzić powolne, poprzez lata, dojrzewanie<br>pisma Rembrandta, cóż za droga do zamówionych portretów, obiektywnych<br>studiów, których żar przeżycia jest związany, zrośnięty z zimną, ostrą<br>obiektywizującą uwagą i wiedzą. Portrety młodego Rembrandta, jak i<br>wielkie portrety Goi (u tego ostatniego nawet czasami - jak nigdy u<br>Rembrandta - odpycha zbytnia wirtuozja; przypominam sobie taki portret<br>kardynała o błyszczących paznokciach4) - przecież te portrety<br>zadziwiające nie palą jak Boeuf écorché czy Syn marnotrawny Rembrandta,<br>czy Goyowskie sceny czarownic z Prado, czy obrazy Soutine'a.<br> Trudno uwierzyć, by nie był bardzo złym falsyfikatem mały pejzaż z<br>okolic Paryża, jakoby przez Soutine'a malowany w 1917