w północnej Suwalszczyźnie, gdzie przebywał u swojego chrzestnego, Franciszka P., właściciela gospodarstwa rolnego. Ale jego przesłuchanie było istną mordęgą. Okazało się, że nie można mu zadawać pytań zbyt ogólnych, w rodzaju "czy zauważyłeś coś podejrzanego". Ludzi o takim jak on umyśle można pytać tylko o konkrety. Wreszcie zapytaliśmy go, czy zdarzało się, że w nocy do hurtowni przyjeżdżały dostawy sprzętu i czy od razu je rozładowywano. Okazało się, że tak. Później dowiedzieliśmy się, że zazwyczaj taki wielki tir czekał na ogrodzonym placu przed hurtownią, aż rano zjawią się pracownicy i rozmieszczą towar w magazynie. Dwa razy zdarzyło się jednak, że ciężarówka wjechała