Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Akademia pana Kleksa
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1946
i wirując jak opętane, zabrały
się do rzucania kulami ze śniegu. W widelcach rozpoznawałem
raz po raz to Artura, to Alfreda, to Anastazego, to znowu jakiegoś
innego kolegę.

Widelce swoim zawrotnym tańcem w śniegu podniosły taką
śnieżycę, że po prostu nic nie było widać.
Wpadłem tedy na pomysł, aby śnieg zdmuchnąć za
pomocą wiatru. Wziąłem więc szklankę z wiatrem,
który wyglądał jak rzadki niebieskawy krem, i wygarnąłem
go jednym zamachem łyżki.

Takiego wiatru nigdym dotąd nie widział.
Dął jednocześnie we wszystkich kierunkach, unosząc
z sobą wszystko, co tylko napotkał na drodze. Śnieg
rozwiał się natychmiast, a srebrne widelce, uniesione w górę
i wirując jak opętane, zabrały <br>się do rzucania kulami ze śniegu. W widelcach rozpoznawałem <br>raz po raz to Artura, to Alfreda, to Anastazego, to znowu jakiegoś <br>innego kolegę.<br><br>Widelce swoim zawrotnym tańcem w śniegu podniosły taką <br>śnieżycę, że po prostu nic nie było widać. <br>Wpadłem tedy na pomysł, aby śnieg zdmuchnąć za <br>pomocą wiatru. Wziąłem więc szklankę z wiatrem, <br>który wyglądał jak rzadki niebieskawy krem, i wygarnąłem <br>go jednym zamachem łyżki.<br><br>Takiego wiatru nigdym dotąd nie widział. <br>Dął jednocześnie we wszystkich kierunkach, unosząc <br>z sobą wszystko, co tylko napotkał na drodze. Śnieg <br>rozwiał się natychmiast, a srebrne widelce, uniesione w górę
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego