nim wyjrzał dróżnik. Chłopiec lękał się ospowatych twarzy, wiedział, że to bzdura i że tak nie trzeba, bo każdemu jak nie to, to tamto życie na twarzy wypisuje, ale chyba to dlatego, że sam bał się ospy jak ognia. Ukłonił się dróżnikowi bardzo nisko, zginając się wpół.<br>- <foreign>A tiebie... czto?</> - zdumiał się dróżnik. - <foreign>Żiwot bolit?</><br>- <foreign>Niet. Ja wot - tak... Dumaju, czto tak nada pozdrawlat'... Nu, takoje połucził wospitanije...</><br>- <foreign>Wot, malczyszka! Ty kto takoj? Bałt?</><br>- Polak jestem.<br>- <foreign>Wot, smatri, Polak, a takoj nie gordyj</>... - przyjrzał się chłopcu uważnie i szybko dorzucił: - <foreign>Nu, niczewo, niczewo. Byt' możet matuszka tak ucziła? Gałantnyj... Chołodno, da?</><br>- <foreign>Konieczno