Kamykówna Maria, pielęgniarka, i kilku innych, których nazwisk nie pamiętam.<br>Z obcych przychodzili do sadu tylko ludzie po koszyk owoców, przeważnie kolejarze z osiedla, które niegdyś Szczęsny z ojcem budował, parę kilometrów stamtąd na przełaj. Zaglądał jeszcze stary doktor Chrobotek - "na te zapusty natury" jak mawiał, bo park był zapuszczony, zdziczały. I Jasieńczyk, ten sam, z "Samopomocy", Jasieńczyk Jan, który już wtedy był głośny - choć tylko w swoim powiecie, gdzie się rozbijał jako inspektor rolny "Wici".<br>Nawracał Szczęsnego na swoją wiarę, jakkolwiek zaczynał już puszczać na kształt rozeschniętej beczki. Szczęsny oczywiście starał mu się chybotliwe klepki jeszcze bardziej rozchwierutać, na zupełny