Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
że któryś z ochraniających drogę żołnierzy zauważył wypadek. Zorganizowano pomoc, na prowizorycznych noszach niesiono Jankę na dół, Izet i Tomek mogli zejść o własnych siłach. Potem jakiś prywatny samochód odwiózł ich do szpitala w Hrasnicy. Prześwietlenia, opatrunki. "Mieliśmy cholerne szczęście" - opowiada później Janka. Rzeczywiście, skończyło się na porozbijanych głowach, poobijanych żebrach, bolesnych stłuczeniach. "Pan Bóg wziął chyba nadgodziny" - skomentował ktoś ich opowiadanie po kilkunastu godzinach, kiedy po kolejnym przejściu przez Igman, tym razem bezpiecznym, bo pieszo lub na noszach, dołączyli do reszty konwoju. Niespełna dwie doby później samochody konwoju zjechały z głównej drogi Dubrownik-Split i dojechały do Adriatyku. Morze było
że któryś z ochraniających drogę żołnierzy zauważył wypadek. Zorganizowano pomoc, na prowizorycznych noszach niesiono Jankę na dół, Izet i Tomek mogli zejść o własnych siłach. Potem jakiś prywatny samochód odwiózł ich do szpitala w Hrasnicy. Prześwietlenia, opatrunki. "Mieliśmy cholerne szczęście" - opowiada później Janka. Rzeczywiście, skończyło się na porozbijanych głowach, poobijanych żebrach, bolesnych stłuczeniach. "Pan Bóg wziął chyba nadgodziny" - skomentował ktoś ich opowiadanie po kilkunastu godzinach, kiedy po kolejnym przejściu przez Igman, tym razem bezpiecznym, bo pieszo lub na noszach, dołączyli do reszty konwoju. Niespełna dwie doby później samochody konwoju zjechały z głównej drogi Dubrownik-Split i dojechały do Adriatyku. Morze było
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego