budzi i harcuje diabełek, skrobie od spodu, świdruje, dosyć, bo sfiksuję - pora wrócić do normalności, do Elegii duinejskich, ba, gdyby miał tyle determinacji. Po tym, co przeżył, sam w siebie zwątpił, może trzeba jeszcze odczekać.<br>- Dobry panie, poratuj biednego - usłyszał nieśmiały głos. Jassmont wzdrygnął się, znowu dał się zaskoczyć. Oto żebrak, pokurczony, zarośnięty i wychudzony, istny łazarz, ciemnobure strąki włosów spływały po smagłych jak u Cygana policzkach. Czerniały oczy. W kapocie z czarnym kołnierzem. Wystawił suchą jak z rosochatego drewna i brudną dłoń tuż pod nos Jassmonta.<br>- Zaraz, moment, człowieku, poczekaj - Jassmont uderzył się po kieszeniach. Niestety, na cóż się zdał