ona tak rodzi co miesiąc... Krew z niej zepsuta nie chce zejść i uderza do głowy. Ona ma guz, ale jakby go wyciąć, nie będzie mogła już rodzić, to na co mi taka żona?<br>- Kriszan, ona się męczy.<br>- A ja nie? Już drugi dzień nie daje chwili odetchnąć... Niech już zemrze, albo niech wyzdrowieje... A tak to tylko zawada, ani do życia, ani do roboty. Ona wie o tym, więc nie chce operacji. Ona mnie kocha, wróżyli jej, że urodzi... Może jej przejdzie, sama się wyleczy? Mój stryj miał guza, a potem przyszedł sadhu i przebił bolące miejsce widłami i tam