takich osadzę lochach, że drogi do świata nie znajdą. <br>Sam rozumiał niemiecką mowę, bo dużo za młodych lat przebywał między zniemczałym krakowskim mieszczaństwem. Dogadzało mu to teraz. Bocznymi drożynami wymknął się niepostrzeżenie za góry i wkrótce potem kuli już obcy przybysze ziemi skarby. <br>A przybysze ci byli jacyś wpółdzicy, może zidiociali biedą, wybierani widocznie starannie, aby łatwiej się dali powodować. Starszy tylko między nimi, do którego przewodnictwo w robotach należało, na rozumniejszego od innych wyglądał. Za młodu u Krzyżaków służył, wydobywając dla nich bursztyn, potem przeniósł się na Śląsk, a teraz, zwabiony obietnicami Wydżgi, kierował kopalnią złota w Pieninach. Z nim