widma tacy jak ona, chwiejna, z nieobecnym, błąkającym się po przestrzeni albo w siebie zatopionym wzrokiem. Słuchałem tego wszystkiego i myślałem swoje, ale przecież takie mroczne mity robią wrażenie i od razu powstaje w zakamarkach głowy stosowny obraz... Siedziałem ukryty wśród stolików, w głębi ogródka "Redolfi" i czekałem na tę zjawę, na ten wzrok, na chwiejny krok, na twarz wylęknioną pośród mierzwy posiwiałych włosów, na twarz, która już nie potrafi utrzymać w sekrecie... Przecież<br> <page nr=147><br> widziałem ją przed dwoma tygodniami, dlaczego wczepił mi się wampirycznie w mózg ten krańcowy aż do granic kiczu cudzy wizerunek?... Obraz, jakim zwyciężający odcina się od porażki