chciałoby się, żeby były jak rekiny - toby się dopiero pomocowało!<br>Płynął nie za niknącym w oddali okrętem, nie jak Martin, co samochcąc poszedł, głupi, na dno, ale - prosto na komin Celulozy, zwanej, do jasnej cholery, "Ameryką"! Na sztandar powiewający wyzwaniem i nadzieją! <page nr=293> <br>Płynął pewnie, mocnymi rzutami, wpatrując się w czerwoną zjawę z podziwem i żalem, że też jego przy tym nie było! Bo żeby wejść na komin wysokości przeszło stu metrów i zatknąć tam sztandar tak, aby nikt nie przyłapał - to nie w kij dmuchał robota! A więc czyja to sprawa? Może Surdyka, a może Bajurskiego. Ale najpewniej Grzybowskiego, bo w